czwartek, 2 lutego 2017

Rozdział Czwarty

Mia obserwowała z szeroko otwartymi oczami Zayna, którego usta zaczęły formować się w uśmiech. Zayn roześmiał się.

-Z czego się śmiejesz? - zapytała zła.

-Gdybyś widziała swoją minę, też byś się śmiała. To tylko wiewiórka - znów się zaśmiał.

  Faktycznie, gdy dziewczyna się odwróciła zauważyła za sobą małe zwierzątko, mające w swoich łapkach orzecha laskowego. Po chwili uciekło, machając dumnie swoją rudą kitą.

  Mia odwróciła się do rozbawionego chłopaka, z zamiarem strzelania go w twarz, przed czym trudno było jej się powstrzymać, ale jej wzrok od razu uciekł za niego, a dokładniej na coś za nim.

  Podobnie jak on wcześniej, rozchyliła swoje usta.

-Rozumiem, że jesteś mściwa i chcesz mnie też na to nabrać? - zapytał z kpiną, na co Mia w szoku pokręciła przecząco głową i wskazała na coś za nim.

  Zayn odwrócił się powoli i od razu zamarł. Za nim stał wilk, który patrzył nie na niego, ale na dziewczynę za nim. No tak...

  Chłopak krzyknął do Mii coś w stylu: "na drzewo!", ale ona w szoku nie zbyt go zrozumiała. W końcu jednak rozum kazał jej się cofnąć parę kroków do tyłu, ale nic więcej. Mocniej przyciągnęła do siebie małą dziewczynkę na jej dłoniach.

  Zayn sięgnął po gałąź, leżącą obok jego nogi, czym mógł odwrócić chwilowo uwagę zwierza od Mii i Aliyi.

-Powiedziałem właź na drzewo, już! - rozkazał zszokowanej dziewczynie.

  Wilk zaskomlał, kiedy Zayn mocno uderzył go gałęzią w głowę. Po chwili słowa chłopaka doszły do Mii i nieumiejętnie zaczęła wspinać się jedną ręką na drzewo, drugą dociskając do siebie Aliyę. Zanim się obejrzała, już była wysoko na jakiejś sośnie.

  Skowyt wilka zwołał całą watachę, która po chwili otoczyła Zayna.

  Mia, obawiając się ataku ze strony wilków na chłopaka, sięgnęła po szyszkę nieopodal i mało myśląc, cisnęła nią w zwierzęta. Niestety chybiła i trafiła nią prosto w głowę Zayna.

  Ten nieznacznie się skrzywił i dalej walczył. Nic nie mogło go rozproszyć.

  Mia, nieprzejęta, rzucała dalej. Z tą różnicą, że tym razem udało jej się trafić tam, gdzie chciała, czyli w łeb psa. Zwróciło to uwagę kilku innych, a po chwili pięć wilków otaczało drzewo, na którym siedziała Mia.

  Zayn dzięki temu miał trochę lżej, ale obrał inną taktykę. Odrzucił gałąź i pobiegł w głąb lasu, a za nim, już teraz wszystkie wilki, znudzone skakaniem do drzewa.

  Chłopak szybko znikł z oczu Mii. Czy on czasem nie oszalał?

  Mia poczuła coś nieprzyjemnego w środku; jej żołądek zawiązał się w supeł, a serce podeszło do gardła.

  Bała się.

  Dopiero teraz się bała, gdy nie było tu Zayna. Widocznie ten chłopak dawał jej jakiekolwiek poczucie bezpieczeństwa, które właśnie zniknęło, wraz z nim.

  Właśnie ją ocalił, samemu się poświęcając.

  A właściwie na myśl przyszło jej, że on ocalił swoją siostrę, nie ją. Bo przecież na niej mu nie zależało.

  Chociaż pocieszająca była myśl, że ufał Mii. W końcu zostawił w jej rękach siostrę. Wiedział, że będzie z nią bezpieczna.

  Mia zaczęła cicho płakać, sama w sobie ukrywała szloch, aby nie zbudzić Aliyi. Ciepłe łzy oblały jej policzki.

  Znała go krótko, ale przywiązała się do niego. To było jej wadą, bo szybko przywiazywała się do ludzi. Nadal płakała, przez jakiś czas, aż usłyszała szmer.

  Przestraszyła się, ale nagle znikąd pojawiła się nadzieja, że to może być Zayn. Otarła słoną ciesz z policzków i wyostrzyła wzrok.

  Zza krzewu wyszła wiewiórka.

  A Mią wstrząsnął szloch, gdy tak patrzyła na rude zwierzątko. Tym razem nie powstrzymywała się i zaczęła głośno płakać, aż Aliya obudziła się i jakby wiedziała co się tu wydarzyło, również zaczęła płakać z dziewczyną. Teraz miały tylko siebie.

  Nagle świat dla Mii stał się taki brutalny, w odcieniach szarości. Wszystko doszło do niej z podwójną siłą. Już nie płakała tylko o Zayna, ale też i o swojego ojca i swoją matkę, których kochała całym sercem.

  Świat był zły. Właśnie to sobie uświadomiła.

  Był, jest i będzie, jeśli coś go nie zniszczy. Może dlatego Bóg zesłał na Ziemię anioły?

_______

  Mia wędrowała już tydzień, wraz z Aliyą na rękach, teraz już plecach. Udawało jej się unikać zbędnych kłopotów. Radziła sobie, jedząc jakieś jagody i jerzyny, modląc się, aby nie były zatrute. Zdobywanie jedzenia stało się trudniejsze, odkąd wydostała się z lasu, co nie było łatwe. Potem ukrywała się w opuszczonych domach, gdzie na jej szczęście, w niektórych znajdywała jedzenie, bądź przydatne rzeczy, takie jak na przykład nosidełko na dziecko, zakładane na plecy, czy choćby zwykły nóż kuchenny.

  Czuła się wyprana z uczuć. Dawno pogodziła się z tym, że nie ma już nikogo oprócz małej Aliyi.

  Co do Zayna, nie miała pewności. Nigdzie nie znalazła jego ciała lub śladów, że zginął. Nadal tliła się w niej nadzieja, że jeszcze go gdzieś odnajdzie. A może on ich szuka w tym lesie? Albo leży gdzieś na dnie wilczego brzucha?

  Nie wiedziała. Choć po tak długim czasie sama sobie wmawiała, że on nie żyje.

  Postanowiła wypełnić jego "misję", jakkolwiek miałaby to zrobić. Bo nie miała pojęcia, gdzie leży "Bezpieczna Przystań", a przecież nikogo nie zapyta, bo jak dotąd jeszcze nikogo nie spotkała.

  Opuszczała już kolejny dom, ostatni w miasteczku. Ledwie świtało. Narobiła już wystarczająco dużych zapasów pożywienia i wody, jakich znalazła. To dzisiaj postanowiła wyruszyć w tylko sobie znanym kierunku.

  Pomyślała, że "przystań" kojarzy jej się z morzem, więc to w tamtą stronę ruszyła.

***

  Szła kolejne parę dni. Już nawet nie liczyła ile. Na noc chowała się za miedzami, drzewami lub nawet w rowkach przy drodze, którą podróżowała. Nie dosłownie, bo nie chodziła ową ulicą, a tylko jej się pilnowała. Często widziała jak patrzą, patrolują i obserwują ją anioły, ale ona dotychczas nie naraziła się na spotkanie z którymś z nich.

  W miasteczku znalazła jeszcze mapę, którą teraz się posługiwała. Zbliżała się do następnego, większego już miasta, które było dobrze strzeżone.

  Grube mury powitały dziewczynę. Okrążyła je, aż doszła do bramy. Nie chcąc robić hałasu, prześlizgnęła się między jej skrzydłami, wchodząc do miasta.

  Wędrowała przy ulicy, docierając do pierwszego domu. Zachowując ostrożność, weszła do środka, przez zielone, skrzypiące drzwi.

  Rozejrzała się po domu i stwierdziła, że nie ma w nim nic ciekawego, więc poszła do następnego. Zamierzała w nim zostać do rana, bo już się zciemniało.

  Znowu ostrożnie sprawdziła cały dom. Gdy była pewna, że jest sama, zamknęła się od środka. Wyjęła Aliyę z nosidełka i nakarmiła ją, przy okazji przeszukując kuchnię.

  Udało jej się znaleźć jedynie cztery tabliczki czekolady. Wzięła jedną do ust, rozkoszując się jej smakiem. Nie obchodziło ją, że była gorzka, a takiej nienawidziła. W tej chwili potrzebowała węglowodanów, których tak bardzo jej brakowało.

  Resztę czekolady schowała do jej torby podróżnej, gdzie miała cały znaleziony pokarm i przydatne przedmioty.

  Mia wyprostowała się jak struna, gdy usłyszała za sobą kroki. Przez ten czas, jej słuch i wzrok bardzo się wyostrzyły, a ona sama... no cóż, można rzec, że zdziczała.

  Albo tam naprawdę ktoś był, albo ona oszalała i to Aliya zaczęła chodzić.

  Poczuła czyjąś obecność za sobą. Aż jej się zjeżył włos na karku, gdy poczuła na nim czyjś oddech.

  Ktoś położył jej rękę na ramieniu, a ją przeszedł deszcz.

-Mia?

~~~

Niespodzianka! Głównie dlatego, że sama nie mogłam doczekać się tego momentu 😂 do niedzieli 😉

Rozdział Trzeci

Mia opatrzyła rany chłopaka i ku jego zdziwieniu, zrobiła to tak dobrze, że już prawie nie czuł bólu na jego żebrach. Przez cały czas ukradkiem spoglądał na dziewczynę, która lekko się rumieniła na widok mężczyzny bez koszulki.

  Zapadła noc, a z zewnątrz dochodziło wiele niepokojących dźwięków. Jednak w jakiś sposób, Mia nie bała się. Miała poczucie złudnego bezpieczeństwa dzięki mężczyźnie obok.

  Mała Aliya słodko spała na bluzie chłopaka, który był pół-nagi i nadal onieśmielał Mię. Między nimi panowała niezręczna cisza, którą postanowiła przerwać dziewczyna.

-Jak ty w ogóle masz na imię? - palnęła bez zastanowienia i od razu zatkała usta dłonią.

-Zayn - odpowiedział beznamiętnie.
Chłopak wydawał się być bardzo zamyślony. A jeśli teraz żałuje, że zgodził się ją ze sobą wziąć?
Mia czekała, aż Zayn zapyta ją o jej imię, ale się nie doczekała. Postanowiła więc, że sama mu je zdradzi.

-A ja Mia - powiedziała w końcu. Zayn spojrzał na nią dziwnie, ale nic nie mówił. Było naprawdę niezręcznie.

-Wiesz... a tak w ogóle to... - nie dokończyła, widząc, że chłopak chyba nie ma zamiaru z nią rozmawiać - Już lepiej ze ścianą bym się dogadała - wymamrotała. Chłopak znów na nią spojrzał, tym razem posłał jej ostrzegawcze spojrzenie.

-Będziemy tu tak siedzieć? - nie wytrzymała i zapytała. Rozdrażniony mężczyzna przymknął powieki i potarł je swoim kciukiem i palcem wskazującym, w geście zmęczenia i jeszcze czegoś innego, co Mia odczytała jako irytację.

-Jakbyś nie zauważyła, jest noc. Korzystaj z tego, bo pewnie prędko nie odpoczniemy, i idź spać. Ja czuwam - zakończył.

-Och... - westchnęła tylko i ułożyła się do snu na zimnej, brudnej posadzce.

-Zayn? - spojrzał na nią. Uznała to za znak, że może kontynuować - jakbyś był zmęczony to mnie obudź. W tedy ja popilnuję.

-Nie ufam ci na tyle.

-To dlaczego się zgodziłeś, żebym z tobą szła?

-Mówiłem ci już.

-A ja mam ci ufać? - zmarszczyła brwi.

-Śpij - powiedział rozkazująco i jak na zawołanie, Mia zasnęła.

_______

  Rano dziewczynę obudziły promienie słońca, wpadające przez małe okienko do pomieszczenia. Była to ciężka noc. Nie dość, że było jej strasznie zimno, to jeszcze na policzku miała odciśniętą nierówną fakturę posadzki.

  Mia obudziła się pod czymś ciepłym i miłym, bardziej się do tego przytulając. Po chwili podniosła się do siadu, przy czym jej kości zaczęły niemiłosiernie "pykać". W końcu wstała zaalarmowana, zabierając ze sobą materiał, którym była okryta i który okazał się być bluzą Zayna.

  Coś tu jest nie tak. Właśnie, Zayn! Dziewczyna nie zastała jego ani Aliyi. Założyła bluzę, pomyślała, że się nie obrazi. Poza tym, i tak go tu nie było, choć cząstka, ta naiwna Mii, kazała jej nie wierzyć w to, że Zayn ją zostawił.

  Dziewczyna skierowała się do wyjścia, bardziej opatulając się bluzą "zdrajcy", chociaż przynajmniej miał tyle serca, aby nie zostawić z niej bryły lodu.

  Obwiniała o to głównie siebie. W końcu widziała, że był zmęczony, ale nie... ona musiała paplać i paplać, aż go zdenerwowała i zostawił ją tu na śmierć.

  Była już jesień, a co za tym szło zbliżała się zima. Noce z dnia na dzień stawały się coraz mroźniejsze, tak samo zresztą jak i poranki.

  Na zewnątrz ledwo świtało. Mia zauważyła szron na wszystkich roślinach. Jak to możliwe, że tak wcześnie wstała? W domu potrafiła spać do południa, a teraz nagle staje się rannym ptaszkiem.

  Zmarznięta, przysiadła przy ścianie fabryki. Nie dostrzegła nigdzie żywej duszy, a miała cichą nadzieję, że jednak Zayn, gdzieś tu na nią będzie czekał. Szybko ją w sobie stłumiła.

  Zaczęła myśleć; co teraz? Nadchodzi zima, a ona jest sama i bezbronna. Do tego nie ma co jeść ani ciepłego odzienia na znienawidzoną porę roku.

  Jak na zawołanie w jej brzuchu zaburczało. Objęła się rękoma wokół kolan, aby choć trochę było jej cieplej.

  Pogrążyła się we wspomnieniach. Pamięta, gdy jej ojciec pierwszy raz zabrał ją tu ze sobą do pracy. Matka zawsze była przeciwna, aby dziecko spędzało czas w tak toksycznym otoczeniu.

  Miała w tedy może z pięć lat. Biegała wszędzie, gdzie się tylko dało i zadawała wiele pytań innym pracownikom, zajmując ich czas. Wszyscy ją lubili, bo nie dało się nie lubić tak miłego dziecka.

-Tutaj jesteś - podskoczyła na dźwięk głosu, jak się okazało - Zayna.

-Szukałem cię - zaczął przysiadając obok. Dopiero teraz dziewczyna zauważyła, że ma on na rękach małą Aliyę.

-Wychodzę na chwilę, a ty już znikasz - zaśmiał się. Co on nagle taki wylewny i wesoły? Zdecydowanie była zbyt podejrzliwa w stosunku do niego.
-Przeszukałem fabrykę i znalazłem ciepłe ubrania - podał jej stary kożuch - na razie to musi nam wystarczyć - wzruszył ramionami i spojrzał w dal.

  Dziwiło go, że dziewczyna dzisiaj nic jeszcze nie powiedziała. Co prawda, to prawda, wczoraj nie mówił za wiele, ale był bardzo zmęczony. Chociaż jak teraz patrzy na to z perspektywy czasu, mógł być milszy.

  Kątem oka zauważył, że ma na ramionach jego bluzę, na co uśmiechnął się lekko. Mia zaczęła zdejmować ją, ale Zayn jej przerwał.

-Możesz zatrzymać, tobie bardziej się przyda.

  Dziewczyna z powrotem nałożyła na siebie bluzę mężczyzny, zakładając na to jeszcze kożuch. Miała do niego tak wiele pytań... Myślała, że ją zostawił. Źle go osądziła.

  Ten, jakby czytając jej w myślach poruszył się niespokojnie.

-Myślałaś, że cię zostawiłem? - zapytał. Milczenie uznał za odpowiedź. Zaśmiał się dźwięcznie.

-Co cię tak bawi? - burknęła.

-Mieliśmy układ, pamiętasz? Ja zapewniam ci bezpieczeństwo, ty robisz za lekarza. Jaki miałbym interes w zostawianiu cię na pastwę losu, a potem sam bym na przykład oberwał i zginął? Jesteś głupia - pokręcił zrezygnowany głową.

-Ej! - oburzyła się jak małe dziecko. Nie tylko dla tego, że nazwał ją głupią, ale i wziął ją ze sobą we własnym interesie. "Oczywiście... A czego oczekiwałam?"

-Nie wykłócaj się. W drogę - zadecydował wstając.

-A gdzie my tak w ogóle idziemy?

-Do... - zaciął się - Bezpiecznej Przystani - odpowiedział całkiem poważnie.

-Co? - zapytała rozbawiona dziewczyna - chyba sobie że mnie kpisz - roześmiała się.

-Nie. Tak to nazywają - znów zachował poważny wyraz twarzy.

-Kto? - Mia zaciekawiła się.

  A Zayn nie odpowiedział. Zaczął iść w tylko sobie znanym kierunku, wprost do lasu, coraz bardziej oddalając się od miasta.

  Dziewczyna zrefleksowała się i odgoniła chłopaka. Ten twardo patrzył przed siebie. Widocznie nie miał zamiaru odpowiedzieć Mii. Nagle jego dobry humor gdzieś wyparował, tak jak i zresztą humor dziewczyny. Jedynie mała Aliya pozostawała wesoła przez cały czas.

***

  Wędrowali już kilka godzin, a końca lasu nie było widać. Mia była pewna, że już po raz enty mijali ten sam dąb, ale nie miała odwagi zbesztać za to Zayna. I tak już biedaczek miał tak zaciśniętą szczękę, że Mia obawiała się, że zaraz pod jej naciskiem wyłamie sobie zęby.

  Mała Aliya zasnęła już jakiś czas temu. Jak ona potrafi być taka spokojna? Mia już dawno panikowała, że zginą z głodu, albo co gorsza zostaną zjedzeni przez wilki, które ponoć grasują w tych lasach.

  Zayn twardo trwał przy swoim. Dosłownie. Nie odzywał się do dziewczyny, a za każdym razem, gdy tylko to ona próbowała coś wyjąkać lub powiedzieć coś błyskotliwego, on coraz bardziej zaciskał szczękę. Nawet nie raczył na nią spojrzeć.

  Mia nigdy nie zapuszczała się w tak dzikie odstępy. Co prawda, często spacerowała po lesie, ale tylko po jego obrzeżach. Teraz nie miała pojęcia, gdzie się znajdują.

-Zgubiliśmy się - oznajmił w końcu Zayn, gdy znowu przechodzili obok tego samego dębu. Aż Mia się zdziwiła, że nie ma zachrypniętego głosu, czy coś po tak długim czasie milczenia.

-No co ty nie powiesz? - zapytała z sarkazmem i kpiną w głosie - Jak to odkryłeś, Szerlocku?

-Nie pomagasz - spojrzał na nią z pod przymrużonych powiek, pierwszy raz, odkąd wyruszyli z fabryki.

  Mia usłyszała szmer.

-Co to było? - spytała przerażona.

-Jesteśmy w lesie. Jest tu dużo zwierząt.

-Tak, a-ale... - zająknęła się.

-Co?

-A jeśli to wilk, albo niedźwiedź...?

-Przestań panikować - odpowiedział Zayn, lekceważąco przewracając oczami - To tylko wiatr, a ty już obawiasz się najgorszego. Lepiej wymyślmy, jak wyjść z tego lasu.

  Mia zawstydziła się. Miał rację, była bardzo strachliwa, ale chyba miała prawo się obawiać?

  Zayn wyglądał na zamyślonego. On tu się produkuje, i naprawdę myśli jak się stąd wydostać, a ona co?

  Kolejny szmer zza krzaka.

  Dziewczyna zrobiła wielkie oczy. Zayn skrzywił się nieznacznie.

-Weź Aliyę. Pójdę to sprawdzić - rzekł i przekazał dziecko w ręce Mii.

  I zostawił je same. Na polanie, w środku lasu, kiedy już się zciemniało.

  Chłopak długo nie wracał, aż doszło do tego, że Mia pomyślała, że martwi się o tego idiotę i wolałaby, żeby jednak wrócił, i nie odzywał się do niej do końca życia, ale tu był.

  Mia usłyszała kolejny szmer i podskoczyła, ale nie to przeraziło ją najbardziej. Zayn w końcu wrócił i stanął przed nią z szeroko otwartymi oczami, a szmer dobiegał zza jej pleców.

~~~

Przepraszam, że nie dodałam wczoraj, ale soboty będę mieć raczej zajęte, dlatego rozdziały będą w niedziele.
Do niedzieli ;)

Rozdział Drugi

Dziewczyna spojrzała na śpiące dziecko. Jak najostrożniej poczołgała się z nim za stojącą w rogu szafkę. Była na tyle szczupła, aby się za nią zmieścić.

  Mężczyzna otworzył drzwi jak najciszej potrafił. Już za progiem wyczuł czyjąś obecność, choć nikogo nie zauważył.

  Mia zadrżała na ten dźwięk. Powoli odłożyła zwiniątko obok, aby w razie czego nic mu się nie stało. Była w stanie bronić to dziecko, bo w końcu czemu było ono winne?

  Usłyszała ciche i ostrożnie stawiane kroki. Osoba, z którą widocznie miała do czynienia, nie chciała się zdemaskować. Serce podeszło jej do gardła, gdy jej "towarzysz" był tuż za rogiem szafki. Nadal nie mogła go dostrzec, ale widziała buty, które ewidentnie należały do mężczyzny.

  Od razu na myśl przyszedł jej obraz starego, ochydnego oprycha, a jego zamiary były jasne... Na samą myśl wczorajsza kolacja podeszła do wyjścia z jej ust. "Tylko nie idź w stronę światła..." - pomyślała.

  Mało nad tym się zastanawiając, kopnęła napastnika w kostkę, tak, aby upadł.

  Niestety jej plan nie wyszedł jak chciała, a napastnik złapał jej nogę w locie i pociągnął ku niemu.

  Chłopak zauważył, że to dziewczyna. Leżała tak przed nim całą zapłakana, aż przez chwilę zrobiło mu się jej żal. Ale w końcu była się w stanie bronić. Zawachał się. W końcu rzucił się na nią.

  Mia nie wiedziała co się dzieje. Szarpała się z całych sił, ale na nic się to nie zdało. Mężczyzna obezwładnił ciało dziewczyny, z której oczu zaczęły wypływać łzy bezsilności.

  Chłopak spojrzał głęboko w jej oczy, a ona, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, przestała cicho pochlipywać. Dziewczyna zauważyła, że był on w podobnym do niej wieku. Pomyślała, że mogłaby zatopić się w magicznych oczach chłopaka, ale szybko odrzuciła tą myśl od siebie.

  Kiedy zauważył, że się już uspokoiła, odsunął się od jej drżącego ciała. Mia natychmiast odskoczyła od niego jak oparzona, przez co w oczach chłopaka ujrzała małą iskierkę rozbawienia.

  Spojrzał dziwnie na dziewczynę i dopiero po chwili się odezwał.

Odchrząknął.
-Jeśli zaczniesz krzyczeć, spotka cię coś o wiele gorszego niż ja - powiedział w końcu. Znów spojrzał na nią tymi dziwnymi oczami i uniósł brwi, czekając na odpowiedź.

Mia przez chwilę zastanowiła się, czy ma po prostu przytaknąć i skończyć temat, czy też nie pokazywać swojej słabości. Odpowiedź była prosta.
-O ile może być coś gorszego, niż ktoś taki jak ty - uniosła brwi, jakby rzucając mu wyzwanie. "Co ty wyprawiasz?!" krzyczała jej podświadomość. Uświadomiła sobie, że to nie było zbyt błyskotliwe, a w jej głowie brzmiało lepiej.

  Mężczyzna tylko prychnął i nie przejął się zbytnio jej nie-obelżywymi słowami.
-Mogłabyś zwrócić mi moją siostrę? - spytał z dosyć dziwną miną. Wiedział, że nie powinien rozmawiać z dziewczyną i dawać jej zbędnych nadziei, a w jej oczach widział już, że prawdopodobnie to zrobił. Od początku jego podróży zawsze było mu żal takich jak ona, ale nigdy nie poddał się obezwładniającemu poczuciu, że musi czynić dobro. W prawdzie mógł ją wziąć ze sobą, ale nie potrzebował dodatkowego obciążenia, a miał już ze sobą dziecko.

-Och, to twoja siostra - bardziej stwierdziła niż zapytała. Jednak coś jej tu nie grało... Dziewczynka miała kręcone, blond włoski i niebieskie jak ocean oczy, a do tego małe dołeczki w policzkach, co jeszcze bardziej dodawało jej uroku; chłopak zaś miał proste, kruczo-czarne włosy, brązowe jak czekolada oczy, a także mocno i wyraźnie zarysowaną szczękę.

  Nie byli do siebie w żadnym stopniu podobni. Tworzyli tak duży kontrast, że to było prawie nie możliwe, aby byli choć trochę spokrewnieni. "I wydawało ci się to tylko trochę podejrzane?"

  Mia spojrzała dziwnie na chłopaka, ale nie dyskutowała, w końcu on pokazał jej, że nie ma z nim najmniejszych szans. Pewnie i tak odebrałby jej małą. Niechętnie wzięła śpiącą dziewczynkę na ręce i przekazała w ręce chłopaka. Na szczęście, ta jakby poczuła się bezpieczniej i bardziej wtuliła się w ciało mężczyzny. Teraz Mia miała przynajmniej pewność, że się znają i dziecko będzie miało zapewnione dobrą opiekę i przede wszystkim bezpieczeństwo.

-Jak ma na imię? - wymsknęło jej się. A naprawdę nie chciała wdawać się w jakiekolwiek rozmowy z obcym jej mężczyzną, pomimo tego, że był właściwie chłopcem w podobnym jej wieku.

-Aliya - odpowiedział jej krótko, wciąż patrząc na dziecko w jego ramionach. Bo nie chciał patrzeć w jej oczy. Nie chciał zobaczyć w nich łez, żalu, ani nadziei. A wtedy by zmiękł i jeszcze ją ze sobą zabrał.p

  Lecz Mia nie miała łez w oczach. Nie miała żalu do chłopaka, ani nie miała nadziei, że ją ze sobą weźmie. Rozumiała, że chciał bronić siebie i siostrę, a ona by tylko przeszkadzała. Nie chciała czuć się niepotrzebna.

  Mężczyzna wstał, sycząc przy tym cicho. Wcześniej walczył z nie jednym z aniołów, aby ochronić Aliyę. Ostatnim razem, nawet ledwo co uszedł z życiem. Ale jednak mu się udało. Jest tu, był i będzie bronił Aliyi jak obiecał.

  Mia spojrzała ostatni raz na chłopaka. Nie wiedziała za jak długo zginie, czy to z głodu czy z innych powodów. Westchnęła ciężko, od razu ożywiwszy się, słysząc syk towarzysza.

-Jesteś ranny? - zapytała delikatnym głosem. Nie chciała przypadkiem poruszyć jakiegoś drażliwego tematu.

-To nic takiego - skrzywił się. Tak naprawdę rana przy odsłonięciu wyglądała na poważną, a do tego bolała go jak cholera. Nie chciał jednak przyznać, że to coś poważnego przed sobą, a tym bardziej przed obcą mu dziewczyną. Chociaż może faktycznie przydał by mu się lekarz. Nagle w jego umyśle zaświeciła się magiczna żarówka.

-Umiesz opatrywać rany? - zapytał tak szybko, że przez chwilę zastanawiał się, czy dziewczyna aby na pewno go zrozumiała.

-Tak - odpowiedziała ostrożnie po chwili - Czyli jednak jesteś ranny - stwierdziła dumna że swego odkrycia.

-Moja mama była pielęgniarką i nauczyła mnie, jak to robić. - posmutniała na wspomnienie o niej. Na szczęście chłopak nadal był zamyślony i nie zauważył jej chwilowego załamania. Mia odgoniła od siebie łzy, jednak na samą myśl o matce było to tym bardziej trudne.

-Czyli... znasz się na tym?

-Tak, chociaż to zależy też i od rany. Poza tym, nie mam bandaży. Ale myślę, że gdzieś w fabryce powinnam znaleźć apteczkę.

  Dziewczyna od razu chciała ruszyć na poszukiwania, ale przeszkodził jej w tym mężczyzna obok.

-Chcesz mi pomóc? - zapytał zdziwiony. Niedowierzał, że jeszcze na tym świecie istnieje tak dobra istota - Tak po prostu?

-Tak - zdziwił się tym bardziej na jej prostą i beztroską odpowiedź. Normalna osoba walczyłaby z nim o przetrwanie. No ale ona nie miała pojęcia kim jest chłopak. To go w jakimś sensie rozluźniło.

-Jesteś nienormalna - stwierdził w końcu.

-Słucham?! - zamrugała gwałtownie. Chciała mu pomóc, a on jeszcze ją obraża.

-A gdybym chciał ci zrobić krzywdę? Jesteś zbyt naiwna.

-Gdybyś chciał to zrobić, to zrobiłbyś już dawno - odpowiedziała po zastanowieniu i odeszła w poszukiwaniu apteczki. Nie musiała iść daleko. Jej pamięć jej nie myliła, i tuż za rogiem znalazła poszukiwaną rzecz.

  Chłopak zaś w tym czasie zdjął jego ciepłą bluzę i ułożył w niej śpiącą Aliyę. Sam usiadł obok na podłodze i myślał. Pewnie przydałby mi się ktoś, kto zna się na opakowaniu ran. Jego rozmyślania przerwał dźwięk kroków.

-Um... to pokarzesz tą ranę?

-Usiądź - rozkazał - zanim to zrobisz, musisz wiedzieć, że nie powinnaś mieć złudnych nadziei, że wezmę cię ze sobą.

-Rozumiem. Ale i tak ci pomogę.

-Naprawdę?

-Tak - wzruszyła ramionami. Tak po prostu.

-Okej. Więc możesz iść ze mną. - sam nie wiedział dlaczego to robi. Nie powinien. A jednak, gdy widział bezinteresowność dziewczyny, coś do niego przemawiało.

-Rozumiem, że... Zaraz, co?!

-Możesz, iść ze mną - powtórzył powoli.

-Ale, jak? Dlaczego?

  Mia spojrzała na niego zaskoczona. Nie spodziewała się tego. W dodatku nie wiedziała, jak ma rozumieć mężczyznę.

  Chłopak słysząc pytanie, westchnął ciężko. Po zastanowieniu, zrozumiał, że to co powiedział było zapewn niezrozumiałe dla dziewczyny. Postanowił więc rozwinąć swoją myśl i wytłumaczyć, o co mu chodzi.

-Jeśli ktoś by zaatakował mnie i Aliyę, a ja bym jej bronił, mógłbym oberwać i wtedy... ktoś musiałby opatrzyć mi rany, czy coś - niezręcznie było mu to wytłumaczyć i miał nadzieję, że z jego wypowiedzi, dziewczyna zrozumiała cokolwiek.

-Czy coś... - przegrzeźniła go z uśmiechem. -Czyli mam być... tak jakby twoim lekarzem? - znów uśmiechnęła się dziwnie.

-Jakkolwiek by to źle brzmiało, to tak. W zamian będziesz bezpieczna. Poza tym, przyda mi się towarzystwo...

-...czy coś - dokończyła z uśmiechem.
-Nawet jeszcze nie patrzyłam ci rany i nie wiesz, czy potrafię w ogóle to robić.

-Zaryzykuję - wzruszył ramionami. Zaskoczyło go, że dziewczyna jeszcze się nad tym zastanawia. Może źle ją ocenił.
-A mogę wiedzieć dokąd idziesz? - spytała niepewnie.

-Tam, gdzie ja i Aliya będziemy bezpieczni.

-Och... na obrzeżach miasta jest schron...

-Serio myślisz, że ktoś przetrwał? - przerwał jej chamsko i dosyć ostro. Jakby chciał jej narzucić, że to prawda - A nawet gdyby... to nie jest bezpieczne miejsce. Prędzej czy później anioły zainteresują się tym miejscem i zabiją wszystkich. Wiem, gdzie zmierzamy i wiem, że tam będziemy bezpieczni.

  Mia krótką chwilę zastanawiała się. Miała nadzieję, że to właśnie do owego schronu idzie chłopak. Chciała zobaczyć, czy jej matka jeszcze żyje, ale argumenty chłopaka były przekonujące. Z trudem przyznała przed sobą, że straciła już oboje rodziców.

-Zgadzam się - powiedziała z żalem.

~~~

Rozdział jeden dzień wcześniej, ponieważ nie wiem, czy będę miała możliwość wstawić go jutro.
Rozdziały będą pojawiać się co tydzień w soboty! :)
enjoy 😘

wtorek, 16 sierpnia 2016

Rozdział Pierwszy

Na ulicach rozbrzmiał dźwięk syren i krzyki. Coraz więcej pojawiało się aniołów, ale nie były takie, jak je sobie wyobrażano. Niby ci, którzy mieli chronić ludzi, a jednak to oni sprowadzają na nich zagładę.

-Mamo, wytłumacz mi to! - krzyczała zrozpaczona Mia. Już dawno oddaliły się od ich domu i coraz bardziej zapuszczały się na obrzeża miasteczka.
-Wiedziałam, że to zły pomysł, aby tu zostawać. Namawiałam Roba, żeby już dawno wyjechać. To było nieuniknione, że tu przyjdą.
-Ale jak? Co z tatą?! Nie możemy go zostawić! 
-Skarbie, tata już nie żyje. Nie mamy po co wracać - mówiła Kate przez łzy. 

  -Nie! To niemożliwe! Jak możesz tak mówić?! To twój mąż!

  -Dla mnie też to nie jest łatwe. Kiedyś ci to wytłumaczę, tak będzie lepiej. Twój ojciec już nie żyje. Pogódź się z tym!

Mia nic z tego nie zrozumiała, ale wiedziała, że to nie jest odpowiedni czas na wyjaśnienia. Co matka chciała jej powiedzieć? Nie chciała teraz wiedzieć. Gdzieś, dobiegający jakby z oddali głos krzyczał "uciekaj!". Nie posłuchała. Zamiast tego zaniosła się jeszcze większym płaczem. W tym momencie emocje ją przytłoczyły i w duchu przeklinała swoją wrażliwość.

  Nagle poczuła, że ktoś ją szarpie i do niej krzyczy. Jej matka zaczęła ciągnąć dziewczynę w kierunku, w którym wszyscy się udawali. Nagle, jakby prąd kopnął Mię i ocknęła się z chwilowego amoku. "Zaraz... Czego oni wszyscy uciekają?" pomyślała.

  Mia biegła razem z tłumem, w obawie, że gdy tego nie zrobi, najprawdopodobniej zostałaby stratowana. Straciła już z oczu matkę, ale stwierdziła, że nie ma co jej szukać. Zapewne spotkają się później. Teraz ważniejsza wydawała jej się ucieczka. 

  Nie wiedziała co się właściwie dzieje. Z nieba poczęły zlatywać skrzydlate istoty. Chciała się na chwilę zatrzymać i podziwiać te piękne anioły. "Czy idzie pomoc?"

Wielkie monstra, znacznie większe od ludzi powoli i majestatycznie zbliżały się w stronę tłumu. Jakby hipnotyzowały ją swoim wyglądem. Dziewczyna nie miała pojęcia, dlaczego wywołują u ludzi taki strach. W końcu zobaczyła ich prawdziwe oblicze. 

  Jedna z istot lecąc nad tłumem chwyciła w swe szpony jakiegoś mężczyznę. Wzniosła go wyżej i rzuciła w dół. "Czy on zginie?" Mia nie spodziewała się, ale pozostałe stworzenia rzuciły się na spadającego i rozszarpały jego bezwładne ciało. Pozostały tylko kości, które upadły gdzieś wśród ludzi. "To nie są anioły" pomyślała Mia - "To potwory." 

  Wkrótce coraz więcej osób znajdowało się w powietrzu, aby ich pozostałe resztki i kości opadły na ziemię. Wyglądało to jak wielkie polowanie, a oczywiste było, że ludzie nie mają szans.

  Dziwiło ją, że jeszcze żaden z nich jej nie zaatakował. Piękne istoty obydwu płci posyłały jej dziwne spojrzenia, których dziewczyna nie zrozumiała. Może uznały ją za wariatkę? Cała zapłakana i zasmarkana. Musiał być to dosyć zabawny dla nich widok. W sumie teraz sama tak sądziła. 

  W końcu jej drogę zastawiła anielica, inna niż pozostałe anioły. Miała brzydkie, czarne, postrzępione skrzydła i rude włosy, tak bardzo wyróżniające się z pośród brązowych lub blond kosmyków. 

  Mia nie miała innego wyjścia jak po prostu stanąć. To znaczy, mogła uciekać, ale już widziała czym się to kończy jakąś przecznice dalej. Spojrzała więc onieśmielona na "niebiańską" istotę.
Anielica powiedziała coś do niej, ale ta nic nie zrozumiała, bo nie znała języka aniołów. Wpatrywała się w anioła dalej. 

  Kobieta zaśmiała się tylko złowieszczo i rzuciła na dziewczynę.
Mia zaskoczona upadła pod ciężarem istoty. Odpychała się i szarpała jak tylko mogła, ale była zbyt słaba. Anielica drapała, gryzła, biła i kopała dziewczynę, próbując ją oderwać od ziemi. Wydawałoby się, że nie ma szans. Ale nie. Nie podda się bez walki.

  Jednak udało jej się. Mia kopnęła kobietę w skrzydła, co zadało jej wielki ból. Odskoczyła od niej jak opatrzona i warknęła. 

  Mia wiedziała o swojej słabej kondycji, ale wiedziała też, że to jej jedyna szansa na przeżycie. 
Podniosła się szybko i zaczęła biec prosto przed siebie, przez co również oddalała się od tłumu. Dopiero teraz pomyślała, że nie ma szans ze szkrzydłami.

  Obejrzała się za siebie. Nie było już tamtej anielicy.

-Myśl, myśl, myśl... - panikowała. W końcu wpadła na pomysł. Zbliżała się do opuszczonej fabryki futra, gdzie pracował jej tata. Często ją tam zabierał ze sobą, przez co Mia znała każdy jej zakamarek. Postanowiła tam się schować.
Kiedy już dobiegła do budynku, schowała się w jednym z większych pomieszczeń.

  Usłyszała kroki, więc przykucnęła za starą szafką. Była taka przerażona. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego co dzisiaj się wydarzyło. Jej ojciec prawdopodobnie nie żył, matka zaginęła, o ile w ogóle jeszcze żyła, na Ziemię zleciały anioły... 

  Jak bardzo teraz chciała, aby to wszystko okazało się tylko i wyłącznie wytworem jej wyobraźni. Zwykłym snem. Ale to było zbyt realistyczne. Jedynie pocieszającą dla niej myślą było to, że jej matka jest już bezpieczna w schronie.
Odgłosy kroków nie ustawały, a wręcz przeciwnie. Teraz mogła usłyszeć je wyraźniej. 

  Skuliła się i pozwoliła wypłynąć łzom z jej oczu. Gorąca ciecz zalała jej policzki. Pozwoliła sobie nawet na ciche pochlipywanie. 

  Usłyszała szmer. I to gdzieś niedaleko. Pomyślałaby, że to szczur i nic by z tym nie zrobiła, ale coś kazało jej tam iść. Sama pchała się w kłopoty...

  Doczołgała się do owego źródła dźwięku, którym okazało się być dziecko. Pisnęła zaskoczona. Wiedziała, że pewnie maluch jej nie zrozumie, ale zaczęła do niego mówić.
-Widzę, że nie tylko mnie ktoś zostawił. Kto mógł zostawić takiego słodziaka? - mówiła rozczulona - nie martw się. Ja cię nie opuszczę. 

  Mia wzięła niemowlę na ręce. Ono uśmiechnęło się promiennie do niej i zachichotało. Dziecko miało śliczne kręcone włoski, pyzatą buzię i płucowate policzki. Do tego wielkie, niebieskie oczy. Wyglądało jak mały aniołek. Komiczne... czy ona właśnie porównała dziecko do tych potworów?

  Kroki ucichły gdzieś nieopodal, z czego Mia się niezupełnie ucieszyła. Coraz bardziej wzmagał się w niej niepokój. Czuła, że zaraz coś się wydarzy. I tak było.

  W ciszy usłyszała, jak ktoś stara się cicho otworzyć drzwi. 

~~~

Hahaha witam niespodziewanie 😊
Rozdziały w soboty i środy 👌

niedziela, 14 sierpnia 2016

Bohaterowie

!
Zaznaczam, że używam tylko wyglądu bohaterów, no i + jedno imię. Żadne z charakterów, zachowań nie są porównywane z tymi z prawdziwego życia)

Zayn Malik jako Zayn

Shay Mitchell jako Mia


piątek, 12 sierpnia 2016

Prolog

"Krótkie życie Betzi nie było łatwe, jednak każde niepowodzenie sprawiało, że starała się cieszyć wszelkimi chwilami radości.

Nawet jeśli w tym celu miała by się zapuścić w uliczki posępnego miasta, które już stanowczo zbyt długo było oblężone.

- No dalej, Rel - odezwała się Betzi, wydłużając krok. - Nie dopuszczą nas do muru, jeśli znowu zaczną się walki.

Rielle odwróciła się i..."* - nagły dźwięk przerwał ciekawą lekturę Mii. Zdenerwowana dziewczyna nagle podniosła się ze swojego niewygodnego łóżka, przy czym jej kości zaczęły niemiłosiernie "pykać".

Już od dawna w jej domu działo się coś dziwnego. Rodzice dziewczyny chodzili cały czas poddenerwowani, rzadziej wychodzili z domu i nic nie mówili o tym swojej córce. Mię bardzo to niepokoiło. Martwiła się o Roberta i Kate, a do tego trudno jej było trzymać język za zębami, bo z reguły była ciekawską osobą. Potrafiła zadać milion bezsensownych pytań na minutę.

Nie miała pojęcia co się dzieje. Zaciekawiona podeszła do okna. Mogłaby przysiądz, że to "coś" wylądowało na dachu sąsiada.
Księżyc był w pełni i co jakiś czas oświetlał przez chmury ciche ulice miasteczka. Jak dla Mii zbyt ciche.
Ostrożnie i cicho stanęła przy oknie i starała się wypatrzeć coś w ciemności. Zza jej pleców dobiegł szelest, więc Mia gwałtownie odwróciła się w tamtą stronę. Widząc w ciemności zarys sylwetki pisnęła i cofnęła w róg pokoju.

Nieznany przybysz zassał przez zęby powietrze. Potrzedł do dziewczyny nerwowym krokiem i szarpnął ją za ramię. Z bliska Mia rozpoznała w nim swojego tatę, a dalej za nim ptzerażoną mamę. Z kolei za oknem usłyszała dziwny szelest, ale nie taki jak wiatr liśćmi. Zdezorientowana zerknęła po twarzach rodziców.
-Mia, nie ruszaj się... - mamrotał szeptem jej ojciec - Kiedy dam ci znać, pobiegniesz za mamą do schronu.
-Do schro...
-Ciszej - ostrzegł ją niskim głosem - potem ci to wyjaśnimy. Tylko proszę, idź za mamą cały czas.
Mia kiwnęła głową na tak. Znów usłyszała za sobą tajemniczy dźwięk, a zaraz po nim kolejny dźwięk lądowania. Przestraszona podskoczyła.
Nie miała pojęcia co się tu wyrabia. Ojciec pociągnął ją do siebie i wskazał na Kate. Wiedziała że to był znak.
Ostatni raz z załzawionymi oczyma spojrzała na Roba. Za nim zdążyła zobaczyć jeszcze cień człowieka ze skrzydłami. Już wiedziała; to był anioł.
-Pierwszy anioł zagłady... - szepnęła jej matka.

🌁🌁🌁🌁🌁🌁🌁🌁🌁🌁🌁🌁🌁🌁

😀 Oto i prolog. Zapraszam do czytania kolejnych części. Mam nadzieję, że choć trochę Was zainteresowały moje wypociny 😝

* - fragment rozdziału pierwszego z drugiej części powieści Trudi Canavan "Prawo milenium - Anioł burz".